Forum Forum Warszawskiego Klubu Górskiego im. prof. Walerego Goetla Strona Główna Forum Warszawskiego Klubu Górskiego im. prof. Walerego Goetla
PTTK Oddział "Mazowsze" w Warszawie
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

46 ROCZNICÓWKA KLUBU - KARKONOSZE 1-5 MAJA 2019

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Warszawskiego Klubu Górskiego im. prof. Walerego Goetla Strona Główna -> Relacje z imprez, wycieczek, spotkań
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewa Olbrycht




Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 13:29, 07 Maj 2019    Temat postu: 46 ROCZNICÓWKA KLUBU - KARKONOSZE 1-5 MAJA 2019

46 Rocznicówka
Podgórzyn
1 - 5 maja 2019 r.



Kierownictwo imprezy:
Ewa Olbrycht
Adam Maruszak



ACH, CO TO BYŁ ZA WEEKEND!!!

5 dni wspaniałej przygody z Górami - tym razem przygarnęły nas przepiękne, choć czzsami trudno dostępne Karkonosze.
Podgórzyn i OW"Karolinka" z jej cudownymi Gospodarzami to miejsce, które warto polecać wszystkim tym, którzy kochają ciszę i spokój przed wypadem w Góry i komfort spokojnego wypoczynku po powrocie z turystycznych tras.
Szczegółowe wrażenia opowiedzą nasze zdjęcia.

Zapraszam do fotorelacji z 46 Rocznicówki w galerii Sudety












Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Celina




Dołączył: 23 Kwi 2010
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bielsko-Biała

PostWysłany: Czw 9:36, 16 Maj 2019    Temat postu: 46 Rocznicówka 1-5 maja 2019 - Podgórzyn - Karkonosze

46 lat Warszawskiego Klubu Górskiego im. prof. Walerego Goetla
Impreza Rocznicowa 1– 5 maja 2019 r.
Karkonosze – Podgórzyn


Wiosna czy może jeszcze zima zagościła na tegorocznej majówce w Karkonoszach? Ciepło czy zimno, sucho czy mokro było podczas naszych górskich wędrówek? Teraz tego nie zdradzę, jak faktycznie było, a odpowiedź na te pytania znajdziecie w tym reportażu. Zapraszam więc do przeczytania całego tekstu.
Uczestników 46 „Rocznicówki” WKG im. prof. Walerego Goetla przyciągnęły w te strony góry, a dokładniej największy masyw górski w obrębie Sudetów – Karkonosze. To, że właśnie tu znaleźliśmy się podczas majowych świąt, to zasługa głównych organizatorów imprezy, Ewy Olbrycht i Adama Maruszaka.
Było nas dużo, bo aż 48 osób, czyli prawie pełny autobus i dodatkowo jeszcze dwa samochody. Właśnie my, zgłodniali górskiej przygody, zapragnęliśmy jak co roku, spotkać się w jednym miejscu, z dala od hałaśliwej codzienności, od trosk i od pracy. Zapragnęliśmy najzwyklej pobyć ze sobą, bo taka kilkudniowa okazja zdarza się przecież nie często, a na pewno raz w roku. W 2019 roku było to „już” i „aż” 46 spotkanie!
Program „Rocznicówki”, świetnie i pieczołowicie opracowany i dopasowany do możliwości każdego uczestnika, niestety uległ dużym zmianom i to nie z naszego powodu. To zima, jeszcze królująca na dobre w górach, zimno i deszcze nawet ze śniegiem pokrzyżowały nam plany. Również liczne zamknięte szlaki po obu stronach Karkonoszy stały się przeszkodą w zrealizowaniu tych planów. Ale co tam! Prawdziwi turyści przecież nie narzekają! Mocno ciągnęło nas w góry, bo mieszkając na nizinach w Warszawie i okolicach, chciało się chociaż popatrzeć na majowe góry, pomarzyć i powędrować, a nawet trochę się zmęczyć dla zdrowia. W końcu po to tu, do Podgórzyna przyjechaliśmy z Warszawy i okolic, z Krakowa i Bielska-Białej. Wśród nas była Jadzia Chrząstowska – wnuczka prof. Walerego Goetla.
Karkonosze to Pogórze Karkonoskie, Grzbiet Śląski, Grzbiet Czarny, Grzbiet Kowarski, Grzbiet Lasockiego i Podgórze Karkonoskie. To najbardziej wietrzny obszar w Polsce, to różne skały gatunkowo rzecz biorąc, to szczyty górskie i jary, stawy wysokogórskie, równiny i doliny. Największy i najpiękniejszy szczyt - Śnieżka, trochę niższa od Babiej Góry i dużo wyższa od Baraniej Góry, była dla nas tym razem łaskawa, ale o tym później. Karkonosze dzielimy z południowymi sąsiadami, z Czechami. Na terytorium Polski leży 185 km² właściwych Karkonoszy, co stanowi 28% całości, reszta leży w Czechach. Karkonosze chronią po obu stronach Parki Narodowe. To największy skrót wiadomości o tych pięknych górach.
Zuzia i Piotrek to nasza młodzież i jednocześnie wytrwali, dzielni wędrowcy pierwszej grupy, poruszającej się po trudniejszych trasach. Brawo! O najstarszych uczestnikach wyjazdu nie napiszę wiele, bo sama nie wiem, kto wśród nas mógłby zaliczyć się nich. Tak naprawdę (piszę to z mojej wieloletniej obserwacji) dzięki aktywności górskiej uczestnikom wyjazdów w góry każdego roku nie przybywa, ale raczej ubywa lat! My się duchem nie starzejemy! Kochani, tego się dalej trzymajmy!
Zamieszkaliśmy w miejscowości Podgórzyn, położonej na granicy z Przesieką, w domu o pięknej nazwie „Karolinka”. Gospodyni tego obiektu, Pani Celina dołożyła wszelkich starań, abyśmy czuli się tu dobrze, aby smaczne posiłki znikały w całości ze stołów, aby nam było ciepło i w ogóle było tak jak u mamy. A tak przy okazji dopiszę, że wreszcie miałam szczęście spotkać kogoś, kto miałby moje rzadkie i tak bardzo niepopularne imię.

1 maja 2019 – środa – Wodospad Podgórnej (547 m n.p.m.)
Już pierwszego dnia, w dniu przyjazdu do Podgórzyna, wybraliśmy się na krótki spacer do Dziurawej Skały i Wodospadu Podgórnej. Byliśmy bardzo spragnieni ruchu po wielogodzinnej podróży. Pogoda dodatkowo nas zachęciła do tego spaceru, tym bardziej że chcieliśmy odetchnąć czystym, górskim powietrzem, nacieszyć się okoliczną przyrodą i posłuchać szumu górskiej wody. Blisko mieliśmy do Dziurawej Skały, czyli opadającego nad potokiem Podgórnej stromego, granitowego masywu z głęboką rozpadliną. Trochę dalej i wyżej doszliśmy do Wodospadu Podgórnej, który jest trzecim co do wysokości wodospadem w polskiej części Karkonoszy (po Kamieńczyku i Szklarce), a jego wody spadają z 10-metrowego progu skalnego dwiema kaskadami do głębokiego kotła. Po obu stronach wodospadu znajdują się granitowe urwiska o wysokości do 15 metrów. Z drewnianego mostku był najlepszy widok na wodospad, a woda była w nim bystra i czysta, szumiąca i uspokajająca … było cudownie! Dopiszę skromnie, że powróciłam do Wodospadu Podgórnej dzięki 46 „Rocznicówce”, dokładnie po … 47 latach!
A wieczorem, po powrocie ze spaceru wzięliśmy udział w tradycyjnym uroczystym spotkaniu rocznicowym przy herbacie, kawie i ciastkach. Spotkanie prowadził prezes Warszawskiego Klubu Górskiego im. prof. Walerego Goetla Krzysztof Głażewski.

2 maja 2019 – czwartek – Śnieżka (1603 m n.p.m.)
Jeśli Sudety, to Karkonosze. Jeśli Karkonosze, to Śnieżka. Jeśli Śnieżka, to i Samotnia … Tym razem wyruszyliśmy na szlak wybitnie zagęszczony turystami, wszak mieliśmy drugi wolny dzień polskiej majówki. Śnieżka – królowa Sudetów i Karkonoszy była dzisiaj bardziej zagęszczona turystami aniżeli Marszałkowska w Warszawie, albo Szyndzielnia w Bielsku-Białej. Bo Śnieżka jest górą wysoką i kultową. Mieszka tu gdzieś w pobliżu Duch Gór – Karkonosz, zwany też Liczyrzepą.
Kilka lat temu czescy geodeci rozwiązali problem wysokości Śnieżki. Zaopatrzeni w sprzęt pomiarowy wykorzystujący technikę laserową zakończyli swoje badania, po czym dumnie ogłosili, że Śnieżka ma dokładną wysokość 1603 m i 29,6 cm n.p.m., przy czym najwyższy punkt góry znajduje się po stronie … polskiej. Chociaż Śnieżka nie należy do najwyższych gór w Polsce, to jest najwybitniejsza i najbardziej wietrzna. Wybitność szczytu to 1202 m ponad otaczający ją teren, a dla porównania Rysy mają tylko 163 metry swojej wybitności. Charakterystyczny wygląd i kształt Śnieżki jest tak wszystkim znany, że nie sposób pomylić ją z inną górą. Byle była dobra pogoda, a taka właśnie dzisiaj była!
Trasa I grupy: Rozdroże Kowarskie (787 m n.p.m.) – Przełęcz Okraj (1046 m n.p.m.) – Droga Przyjaźni – Jelenka Horska bouda (1260 m n.p.m.) – Śnieżka (1603 m n.p.m.) - Dom Śląski – Strzecha Akademicka – Samotnia (1195 m n.p.m.) – Polana – Karpacz Kościół Wang.
Grupa I liczyła 13 osób i wędrowała pod przewodnictwem Andrzeja Burskiego. Zamykającym grupę był Włodek Rybarczyk. Mieli oni niełatwe zadania, wszak na szlaku byliśmy mocno wymieszani w kolorowym międzynarodowym tłumie turystów.
Na szczyt Śnieżki weszliśmy o godzinie 13:20. Co tu zastaliśmy? Charakterystyczne spodki Obserwatorium zamknięte po katastrofie budowlanej w marcu 2009 r., kapliczkę św. Wawrzyńca z 1681 r. też zamkniętą, Pocztę Czeską najwyżej położoną w Czechach – otwartą, czynny wyciąg kolejki od czeskiej strony kończący tu swój bieg i śnieg, śnieg, śnieg, ale tylko miejscami. Nie było tu żadnej straży granicznej, jak kiedyś … Wiadomo, że Śnieżkę dzieli granica Rzeczpospolitej Polski i Republiki Czeskiej. Granica ta istnieje od 1993 roku, wcześniej w ciągu wielu lat zmieniała się mapa polityczna Europy, co wielu z nas miało „szczęście” odczuć będąc czujnie obserwowanym przez pograniczników. Zostawmy jednak tę historię na boku, idźmy dalej po zaplanowanym szlaku i cieszmy się z tego, że dzisiaj możemy w spokoju wędrować po czeskiej stronie, a Czesi po polskiej stronie i niech to tak trwa jak najdłużej, a więc zawsze! Tylko Duch Gór – Liczyrzepa, mógł obserwować nas dzisiaj z ukrycia, a niech mu tam! A miał co oglądać, zamiast liczyć te swoje rzepy …
Emocjonującym odcinkiem trasy było samo zejście ze Śnieżki stromym odcinkiem szlaku, zabezpieczonym na całej długości błyszczącymi w słońcu podwójnymi łańcuchami. Schodziliśmy bardzo wolno, jeden za drugim, mocno trzymając się łańcucha, bo buty ślizgały się po śniegu, że hej! Wszyscy utworzyliśmy jeden ciąg turystów kolorowo ubranych, grzecznie i wolno obniżających się krok po kroku i to bokiem do stoku góry, bo … zjechać na tyłku było bardzo łatwo. Można było podbić czyjeś nogi, a potem jak domino upadać jeden za lub na drugim … Eh, lepiej było o tym nie rozmyślać, lecz tylko ostrożnie schodzić! Tuż obok nas, po lewej stronie podobny tłum wychodził luźno do góry po bezśnieżnych kamieniach … Ten widok i to zejście było swego rodzaju atrakcją, którą nie będzie można tak szybko zapomnieć. Drugą, ważniejszą atrakcją były widoki i dalekie panoramiczne przestrzenie, które nagradzały nam cały trud wejścia i zejścia z tego magicznego miejsca, jakim jest Śnieżka. Natomiast drugi wariant śnieżkowej trasy, czyli Droga Jubileuszowa, mimo że była oficjalnie zamknięta, to też była dzisiaj oblężona, ale trochę mniej niż nasza.
Śląski Dom to kolejny etap naszej wycieczki, który też dzisiaj był mocno oblężony, bo wszędzie i do wszystkiego były tam długie kolejki, kolejki, kolejki. Majówka w kolejce … nie, to nie dla nas! Nasza grupa przycupnęła gdzieś pod ścianą budynku w słonecznym miejscu, gdzie dolatywały do nas zapachy grillowanej kiełbasy. To w tym miejscu zajadaliśmy się nie tymi kiełbaskami, a naszymi plecakowymi kanapkami. Po półgodzinnym odpoczynku ruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku Strzechy Akademickiej i dalej do Samotni. Szliśmy po szerokiej drodze całej ośnieżonej, jak po białym chodniku, mając po bokach śniegi wysoko usypane, może przez górski spychacz? W maju taaaki widok?! Sceneria była tak bajkowa, że zachwycając się nią fotografowaliśmy bez wytchnienia ten odcinek naszej wędrówki. Przed samą Strzechą Akademicką przeszliśmy już po gołych kamieniach, bo śnieg był tylko po bokach zgarnięty w wysokie bandy.
Wreszcie do następnego schroniska, czyli do Samotni szliśmy – nie wiadomo dlaczego – rozbici na trzy podgrupy, ale w sumie najważniejsze w tym było to, że wszyscy znaleźliśmy się jednocześnie w tym przecudownym miejscu w Karkonoszach, przy Samotni – Schronisku PTTK im. Waldemara Siemaszki nad Małym Stawem, w Kotle Małego Stawu. W podgrupie z Włodkiem, Hanią, Zuzią, Darkiem … kontynuowaliśmy wędrówkę do Samotni niebieskim szlakiem (a nie jak inni drogą asfaltową). Było wprawdzie stromo, biało i ślisko, ale za to w nagrodę mogliśmy zachwycać się z góry widokiem na Kocioł Małego Stawu. W dole srebrzysta woda Stawu i charakterystyczny dach Samotni sprawiły, że nasze aparaty fotograficzne pracowały nadal bardzo intensywnie, a zwłaszcza ten od Darka. Trzeba tu dopisać, że Darek jest mistrzem sztuki fotografowania całej grupy w najtrudniejszych nawet warunkach panujących w plenerze. Koniecznie trzeba tu wrócić, jak najszybciej – kotłowało mi się w głowie razem z refrenem karkonoskiej piosenki:
Stary Karkonosz patrzy w dół ze Śnieżki,
na Srebrnym Grzbiecie hula wiatr,
W Samotni wiszą połamane deski,
Czym bez Samotni byłby świat?

Niestety, niewiele czasu mogliśmy przeznaczyć na pobyt w Samotni. Wyruszyliśmy więc w dalszą drogę, chociaż chciałoby się tu jak najdłużej zostać. Włodek jednym, konkretnym słowem „idziemy!” sprawił, że jednak żwawo wyruszyliśmy w dalszą drogę do Karpacza, bo … przewodnika słuchać trzeba i koniec!
Od Samotni szliśmy niebieskim szlakiem przez Polanę, którą zapamiętałam na całe życie. W maju 1988 przeżyłam tu przepotężną burzę. O niej też mogłabym wiele napisać. Wracam jednak do tego, co jest tu i teraz, czyli do wędrówki po kamienistej drodze ciągle lekko w dół do Kościoła Wang w Karpaczu Górnym. Stopy odczuwały już odcisk każdego kamienia, a to był znak, że czas zakończyć dzisiejszą wędrówkę. Niestety, musieliśmy ciekawy kościółek przywieziony aż z Norwegii ominąć, bo i tak czasu było mało, a kolejka u drzwi też dzisiaj była, bo jakże by nie! Teraz naszym celem było odnalezienie parkingu, na którym czekał autobus i kierowca p. Sylwester. Było trochę zamieszania w tym poszukiwaniu, ale za to finał był szczęśliwy. Wszyscy z obu grup odnaleźliśmy się w niedługim czasie. Nikt nie został gdzieś zagubiony po drodze. Na kolację przyjechaliśmy spóźnieni i spragnieni napojów wszelkiego rodzaju. Kompot miał dzisiaj powodzenie jak nigdy, można było nawet dostać kompotową repetę, ale … i tak dalej chciało się jeszcze po tej długiej trasie pić i pić.
Zarobiliśmy dzisiaj aż 31 punktów do GOT. Tak obliczył dokładnie Piotrek, mam nadzieję, przyszły przewodnik po górach. To dużo, jak na pierwszy wędrówkowy dzień. Brawo dla całej I grupy, brawo też dla pozostałych wędrowców! Bogaty w przeżycia był ten dzień. Wykorzystaliśmy go znakomicie wiedząc z prognoz, że tylko ten jeden jedyny dzień, miał być na naszej „Rocznicówce” pogodny i słoneczny. Jutro ma być zmiana na gorsze, co przewodnicy sprawdzili w swoich komórkach. Zmienimy plany – zatwierdził Andrzej Burski jeszcze tego samego dnia wieczorem po kolacji … Może pośpieszył się z tą decyzją i nie zaczekał do rana …?
A wieczorem po kolacji, w sali na II piętrze obejrzeliśmy film o prof. Walerym Goetlu - patronie Warszawskiego Klubu Górskiego. Wśród nas była wnuczka Profesora, Jadzia. Były też dwa filmiki opracowane przez Krzysia i Basię Głażewskich, przypominające nam zeszłoroczną „Rocznicówkę” w Krynicy Zdroju oraz ostatni 38 Zlot Klubów Górskich w Kielcach.

3 maja 2019 - piątek Moravská bouda (1225 m n.p.m.)
No i zmieniliśmy plany. Grupa pierwsza (trasa trudniejsza) miała dojść do Schroniska pod Łabskim Szczytem, miała zobaczyć Śnieżne Kotły, wyjść na Wielki Szyszak (1509 m n.p.m.) itd. Miała! Nic jednak z tego nie wyszło! Z pokorą przyjęliśmy zmianę planu. Sześciu odważnych turystów zrezygnowało z wycieczki autokarowej do Cieplic i do Zamku Chojnik, w zamian za to wyruszyło w góry mając od rana ubrane peleryny, a nad głową ołowiane niebo z dobrze kapiącą mżawką. Ta grupa, do której dołączyłam w ostatniej chwili, była mocno zdeterminowana majową wędrówką po szlakach Karkonoszy.
Trasa I grupy: Podgórzyn – Dolina Czerwienia – Przesieka Górna – Droga pod Reglami – Jagniątków Górny – Leśniczówka (obwód ochronny KPN) - Bażynowe Skały (1120 m n.p.m.) - U Petrovej boudy (granica – 1260 m. n.p.m.) - Moravská bouda (1225 m n.p.m) – Śląskie Kamienie (1413 m n.p.m.) – Czeskie Kamienie (1416 m n.p.m.) – Czarna Przełęcz (1350 m n.p.m.) – Koralowa Ścieżka – Rozdroże Pod Śmielcem (1127 m n.p.m.) - Jagniątków Górny – szlak rowerowy – Leśniczówka (obwód ochronny KPN) – Droga pod Reglami – Przesieka Górna – Dolina Czerwienia – Podgórzyn.
Od samego początku szliśmy szybkim tempem. Od Bażynowych Skał wędrowaliśmy mozolnie już po śniegu, mając po obu stronach ścieżki las i żadne widoki. Na szczęście towarzyszyło nam słońce, a to było dla nas od pewnego momentu bardzo miłą niespodzianką, właśnie gdy deszcz i mżawka rozmyśliły się, opuszczając na dobre górskie tereny. Następnie doszliśmy do granicy polsko-czeskiej, osiągając grań Karkonoszy U Petrovej boudy i dalej do górskiego hotelu Moravská bouda. Dopiero tu na grani, widoki zrobiły się wyraźniejsze, powietrze najczystsze, a radość i pogoda ducha ogromna. Bo jak tu nie cieszyć się wszystkim, co nas otaczało tam na górze?! Zbliżała się godzina 13:00, gdy doszliśmy do Moravskiej boudy. Właśnie tu, w bardzo przyjemnej Sali, rozgościliśmy się przy jednym stole i zaczęliśmy konsumpcję czeskich specjałów, wśród których dominował popularny smażony ser z frytkami. Czas nas jednak gonił, choć było nam tu bardzo dobrze, to jednak trzeba było sobie powiedzieć: komu w drogę, temu czas! Dopóki nie było stromo, to szło się łatwo przez Śląskie i Czeskie Kamienie aż do Czarnej Przełęczy. Gdy z niej zaczęliśmy stromo schodzić niebieskim szlakiem nazwanym Koralową Ścieżką, pełnym śniegu, wtedy żarty się skończyły. Korale - być może - były gdzieś tam ukryte pod śniegiem, bo ich raczej nie widzieliśmy. Schodziliśmy po tej stromiźnie długo, ostrożnie, krok po kroku, a mimo tego buty turystyczne przestawały nas słuchać i co rusz podjeżdżały w różne strony, gdzie tylko chciały. Panowaliśmy jednak nad sytuacją, zwłaszcza że szliśmy szlakiem jeszcze śpiącym głębokim snem zimowym, mimo że to już przecież wiosna i maj!. Nie wypuszczaliśmy się gdzieś na boki, bo bezpieczniejsza była tylko ta ubita i wydeptana ścieżka, która doprowadziła nas do Rozdroża pod Śmielcem . Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy dalej, już bez śniegu (co za ulga!). Przechodziliśmy też po długiej drewnianej kładce, która mogła mieć 800 m, albo i więcej. Dzięki temu nie brnęliśmy po mokradłach i jednocześnie tempo wędrówki – mimo lekkiego zmęczenia – mieliśmy znakomite. Wykorzystaliśmy też skrót rowerowy trasy ER-2, który Włodek wyszukał na mapie, dzięki temu zaoszczędziliśmy trochę czasu i szybciej znaleźliśmy się w miejscu, w którym „zamknęliśmy kółko” przy leśniczówce. Następny odcinek trasy do Przesieki i Podgórzyna był już tylko powtórką porannej wędrówki. Chociaż do bazy w DW „Karolinka” przyszliśmy pół godziny spóźnieni, to jednak obiad gorący na nas czekał. Podziękowaliśmy za to Paniom z kuchni i naszej Ewie, bo to one zadbały, abyśmy nie byli głodni. Nikt z nas dzisiaj nie narzekał na trudy wycieczki, zwłaszcza że tempo mieliśmy bardzo dobre. Ta mała sześcioosobowa grupa z najmłodszą uczestniczką Zuzią (16 lat!) i seniorką, piszącą ten tekst (69 lat!), pod dobrą opieką przewodnicką Włodka Rybarczyka, świetnie spisała się na tej długiej i ambitnej trasie. Włodku! To była piękna wycieczka, dziękujemy!
A wieczorem po kolacji, w sali na II piętrze wzięliśmy udział w wernisażu prac graficznych Janka Szarana pt. „Moje bazgroły kościółki i cerkiewki górskie”.
Hej Janicku, Janicku – zdolny rysownicku
kwolom Ciebie i Twe dzieła jodły na wirsycku (…).

Pięknie i tak bardzo od serca do Jaśka przemówiła po góralsku swoim wierszem Ewa Olbrycht. Ubrana odświętnie też prawie po góralsku, powiedziała Mu prawdę, że …
Piknie snuje swe „Bazgroły” Jasiek – nas Kolezka. Jaśku! Bazgroły to nie są, bo …
Ty rychtujes ołóweckiem kazdom świętom stseche
Panu Bogu - na gloryję, ludziom – na ucieche.

Hej!

4 maja 2019 – sobota – Labská bouda (1340 m n.p.m)
Ostatni wędrówkowy dzień też spędziliśmy w górach, mimo że pogoda choć straszyła niepogodą, to jednak była nie najgorsza (na razie!). Pojechaliśmy autobusem z Podgórzyna przez Szklarską Porębę, Jakuszyce, Harrachov do Szpindlerowego Młyna (czes. Špindlerův Mlýn), do niewielkiej miejscowości będącej jednym z najważniejszych i najbardziej popularnych ośrodków turystycznych w Czechach. Dwie godziny zajęła nam ta jazda. Miejscowość położona jest na wysokości ok. 710 m n.p.m . i zamieszkuje ją ponad 1400 stałych mieszkańców.
Trasa I grupy: Špindlerův Mlýn – kolejką na Medvedev (1235 m n.p.m) - Masarykova silnice – Vrbatova (1380 m n.p.m.) – Ambrożova Vyhlidka - Labska bouda (1340 m n.p.m) - Pančavská Louka - U Čtyř pánů (1337 m n.p.m.) - Krakonošova snídaně (1030 m n.p.m.) - Mumlavský vodopád – Harrachov Górny.
Z uwagi na to, że czas mieliśmy ograniczony, w pośpiechu zainteresowana część grupy udała się od razu do dolnej stacji kolejki linowej. Stąd o godz. 11:30 wyjechaliśmy na górę czteroosobową kanapą, na Medvedev. Tu od razu zrobiło się zimno i wietrznie. Ubraliśmy się więc we wszystko, co tylko zapasowego znalazło się w plecaku. Silna grupa licząca dzisiaj 9 osób na czele z niestrudzonym Włodkiem, pognała żwawo na trasę mając zamiar dojść do Źródeł Łaby na wysokości 1387 m n.p.m. (po czesku Pramen Labe). Rzeka Łaba jest na piętnastym miejscu najdłuższych rzek w Europie, a dwa miejsca dalej nasza Wisła.
Najpierw szliśmy czerwonym szlakiem oczywiście po śniegu. W połowie drogi do Vrbatovej boudy trasa zmieniła swój wygląd na bardziej uporządkowany … właśnie, zaraz to wyjaśnię. Szliśmy po ubitym śniegu jakby po szlaku narciarskim przypominającym drogę. Udeptany śnieg był wysoki co najmniej na półtora metra (może się mylę), spod którego po lewej stronie w pewnym miejscu odsłonił się wytopiony wąski pasek … asfaltu. A więc wyjaśniło się to, że szliśmy po asfaltowej drodze, jeszcze tak grubo przysypanej śniegiem i do tego w maju! Był to fragment górskiej szosy zbudowanej w latach 1934 – 1936 prowadzącej od Jilemnic, przez Dolní i Horní Mísečky na grzbiet Karkonoszy, pod jego kulminację – Zlaté návrší (1413 m n.p.m.). Obecnie nazwa szosy „Masarykova silnice“ jest stosowana do ostatniego, 4,5 km odcinka z Horní Mísečky. Mogliśmy nią przejść na krótkim odcinku, bo około 1200 metrów aż do wspomnianej Vrbatovej boudy, zbudowanej w 1964 roku na końcowej pętli szosy. Byliśmy dobrze zgrzani i wymieszani z mgłą lub chmurami, zwłaszcza że coś z nieba niestety zaczęło kapać. To „coś” zmieniło się wkrótce w śnieg z deszczem. Niewiele poza śniegiem, kawałkiem asfaltu i zamglonym światem zapamiętaliśmy z tej górskiej, na pewno pięknej szosy i na pewno z pięknymi widokami. W Vrbatovej boudzie odpoczęliśmy i ogrzali, a co najważniejsze, nabraliśmy ochotę do zaplanowanej dalszej wędrówki do Źródeł Łaby.
Gdy wyszliśmy z Vrbatovej boudy na zewnątrz, zrobiło się tak mglisto i ponuro, że włączyliśmy szczególną czujność pilnując się nawzajem. Nie było łatwo!
Tymczasem szliśmy przed siebie mijając bunkier z 1938 roku, pomnik postawiony dla upamiętnienia tragicznego wydarzenia na zawodach narciarskich w dniu 24 marca 1913 roku. Wtedy to podczas biegów narciarskich na 50 km zaginęli z wyczerpania i przemarznięcia Bohumil Hanč (jeden z najlepszych czeskich zawodników) i Václav Vrbata. Dalej doszliśmy na próg wodospadu z imponującym urwiskiem opadającym w dolinę Łaby. Tu pogoda troszkę była lepsza, więc dolinę w tych warunkach nawet rozpoznaliśmy. Kilka zdjęć z tego miejsca udało nam się wykonać. Jak było dalej? Dalej też nie było łatwo! Tyczki orientacyjne były pomocne, owszem, ale które były „nasze”? Gdzie był nasz właściwy szlak do Labskiej boudy? Szlaki we mgle (a było ich teraz naraz trzy) były trudne do rozpoznania, bo tyczki były jednakowe, a my w głowach mieliśmy tylko jeden problem, którędy iść? Nawet nie pomógł go rozwiązać GPS w komórkach Włodka, Piotrka i Ryśka, bo dziwne rzeczy pokazywała ta współczesna zwariowana elektronika. W końcu Darkowi po kilkudziesięciu metrach biegu udało się odnaleźć majaczący we mgle budynek Labskiej boudy. Machając energicznie w naszą stronę dał znać, że tędy możemy iść. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy była godzina 14:00. Zrobiło się radośniej i cieplej w sercu, gdy mogliśmy w boudzie choć na krótko odpocząć. Niestety, od upragnionego Źródła Łaby byliśmy zaledwie tylko kilometr, niby tak blisko, a jednak w tych warunkach bardzo daleko… Ale jak tu iść, kiedy i tak nic nie widać naokoło nas, czasu coraz mniej, kiedy dalsza droga powrotna przez Szrenicę była tak niewiadoma, a do wstępnie umówionego miejsca spotkania w Szklarskiej Porębie było jeszcze bardzo daleko. Nawet zawsze szybko chodzący Edek tym razem mocno swoje tempo przyhamował, by twardo jednak trzymać się grypy. Wiedział co robi! My z kolei nawet nie domyślaliśmy się, że w listopadzie 2018 roku olbrzymi pożar łąk i kosodrzewiny dotarł do Labskiej boudy. Sam budynek z uwagi na kierunek wiatru nie był wtedy na szczęście zagrożony.
Godzinę później idąc niebieskim szlakiem znaleźliśmy się przy oznakowanym rozdrożu Pančavská Louka U Čtyř pánů. W tym miejscu spotkani turyści razem z Włodkiem, przy pomocy mapy i języka angielskiego długo sobie coś wyjaśniali. Domyślałam się o czym rozmawiali, bo palec tej pani na zmianę z Włodkowym bez przerwy przesuwał się po szlakach na mokrej mapie. To była bardzo ważna dyskusja, której my tylko mogliśmy się przyglądać. Mieliśmy iść w kierunku Szrenicy i dalej do Szklarskiej Poręby, ale … w tych zimowych warunkach nie było wiadomo, czy kolejka jeszcze będzie kursowała, czy szlaki będą możliwe do przejścia itd. Ryzyko było duże...
Ostatecznie Włodek podjął konkretną decyzję, która była decyzją przetrwania: odpuścimy sobie Źródło Łaby, by z tego miejsca bezpiecznie skierować się niebieskim szlakiem do Harrachova. Jeszcze tylko trzeba dać znać Krzyśkowi – prezesowi, że będzie ważna dla nas zmiana miejsca spotkania obu grup. Zrobił to uczynny Piotrek. Do Harrachova mieliśmy już tylko i może aż 10 km. W zimowych warunkach pasuje tu słowo „aż”. Szlak był na szczęście dobrze oznaczony, dużo łatwiejszy do rozpoznania w tych przecież niełatwych warunkach. Szliśmy energicznie, równo, nie rozciągając się zbytnio, wiedząc że nie powinniśmy się spóźnić, bo przecież cały autobus minus nasza „dziewiątka” będzie oczekiwał na dole na nas o godz. 17:30.
Na szlaku śniegi były nadal ogromne, miejscami szliśmy ponad kosówką, której zaledwie kawałki wystawały ponad śniegiem. I tak, jak było to w poprzednim dniu, szliśmy tylko po wydeptanej i dobrze ubitej ścieżce, bo inaczej można było wpaść do dziury. Trzeba było bardzo uważać. Długo szliśmy w tych warunkach gęsiego, jeden za drugim. Przed nieczynnym kioskiem na rozdrożu pociesznie nazwanym Krakonošova snídaně przeszliśmy mostek nad rzeką Mumlavy. Na nim pozostał jeszcze nie wytopiony twardy śnieg wysokości za kolana (ok. 70 cm), wąski zaledwie na dwa buty i długi jak tenże mostek. Poniżej, po obu stronach mostkowego śniegu były gołe deski. Przechodziliśmy to miejsce według swoich możliwości, jedni po tym pasku śniegu trzymając sztywno równowagę, inni po deskach. Było ciekawie! Chwila oddechu i szliśmy dalej, ciągle w dół wzdłuż Mumlavy. Śniegu w oczach ubywało. Droga w końcu zrobiła się bezśnieżna, ale za to mokra, ciągle bowiem coś padało i to zdrowo, a to śnieg z deszczem, a to na koniec śnieg. Po lewej stronie Mumlava głośno hałasowała płynąc ostro w dół po wielkich kamieniach, tworząc urokliwe kaskady i niżej prześliczny 10-metrowy Wodospad (czes. Mumlavský vodopád). Należy on do najbardziej okazałych wodospadów w Karkonoszach, gdyż spada z niego największa objętościowo ilość wody, co zresztą widać było gołym okiem. Z mostku można było zobaczyć wodospad w pełnej krasie. Czym jeszcze przyroda mogła nas w tym miejscu zachwycić?
Właśnie tu, na tym mostku zdarzyła mi się niecodzienna historia. Z mokrej i zmarzniętej ręki wypadł mi kijek trekkingowy, który na moich oczach szybko zsuwał się do wody. Rysiek próbował go zatrzymać, ja też, ale kijek spadał, i spadał... O dziwo, zatrzymały go w tym pędzie słupek barierki i ten mały talerzyk na końcówce kijka. Odetchnęłam! Uratowany kijek nie musiałby być w tym miejscu opisany, gdyby nie to że był zasłużony i wysłużony, i że miał już swoje 18 lat! Teraz, po tej przygodzie będzie mi jeszcze dalej służył.
Nie mam wątpliwości, że dzisiaj odrobiliśmy podstawową lekcję nie tylko z geografii. Dla Zuzi zimowe, choć kalendarzowo wiosenne góry, pokazały się z pewnością groźne. Zresztą niech sama coś na ten temat spróbuje napisać do tej kroniki.
Mokrzy, wychłodzeni, przyprószeni śniegiem, ale naprawdę szczęśliwi z udanej wycieczki, w komplecie dotarliśmy do autobusu, w którym czekała na nas cierpliwie tak liczna II grupa. Szczerze Wam za to oczekiwanie na nas dziękujemy!
Powróciliśmy autobusem tą samą drogą do Podgórzyna, do naszej kochanej „Karolinki” zaledwie tylko 10 minut spóźnieni na kolację.
A wieczorem po kolacji, w sali na II piętrze mieliśmy „ogniskowe” spotkanie pod dachem. Upieczone kiełbaski i czeskie piwo „przypominały” prawdziwe ognisko. Trudno, nie zawsze przecież dopisuje pogoda. Jutro odjazd do domu. Jeszcze tylko ostatnie rozmowy, jeszcze wymiana adresów, telefonów, jeszcze trochę wspomnień i … pakowanie.

5 maja 2019 - niedziela - odjazd z Podgórzyna
Nazajutrz, po śniadaniu zrobiliśmy wspólne zdjęcie, takie tradycyjne, do kroniki Klubu. Sprawnie i przed czasem odjechaliśmy z pięknego i gościnnego Podgórzyna.
Na koniec tego opisu nie zapominam o podziękowaniach dla wszystkich, którzy przyczynili się swoją pracą do tego, ażeby ta Impreza Rocznicowa znowu mogła być długo i mile wspominana i też na nowo przeżywana.
Do zobaczenia za rok, oczywiście w górach! Hej!

16 maja 2019 r.
Napisała: Celina Skowron z Bielska-Białej


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Celina dnia Czw 12:24, 16 Maj 2019, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prezesowa
Gaduła



Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 61
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 13:45, 08 Cze 2019    Temat postu:

Trasa prowadzona przez Adama Maruszaka w dniu 4. 05. 2019 r.

Opis trasy pieszej z Podgórzyna (ośrodek Karolinka) do Świątyni Wang

Trasa: Podgórzyn – Karpacz Świątynia Wang.
Odległość - 9 km,
czas przejścia - 3,0 h
15 pkt. GOT
Podgórzyn
Przesieka
Wodospad Podgórnej
Ogród japoński
Borowice
Karpacz - Świątynia Wang


Trasa powrotna:
Karpacz - Świątynia Wang
Wejście do Karkonoskiego Parku Narodowego w kierunku na Samotnię, odejście szlaku w kierunku na Przesiekę i Podgórzyn,
Borowice
Przesieka
Podgórzyn Ośrodek Karolinka
Czas przejścia 2,33 h
Odległość 9,0 km
10 pkt. GOT


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Prezes WKG
Administrator



Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 517
Przeczytał: 41 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 14:47, 08 Cze 2019    Temat postu:

3.05. 2019 r. Grupa prowadzona przez Adama Maruszaka
Wycieczka objazdowa autokarowa po zamkach i pałacach
Zamek Chojnik 1,30 godz. 4 km 6 pkt. GOT



Opis zabytków koło Jeleniej Góry
Miłków (dawniej Arnsdorf)
Pałac rodziny von Schmettau (do 1945 roku) otoczony parkiem ze stawem rybnym.
Barokowy, dwukondygnacyjny, z mansardowym dachem i użytkowym poddaszem, pochodzący z XVII w, na rzucie litery U. Po II wojnie światowej był domem wypoczynkowym, domem opieki, a zabudowania folwarczne były wykorzystywane przez PGR. Obecnie hotel i restauracja.



Miłków Kościół p.w. św. Jadwigi wybudowany w latach 1540-50, jednonawowy neogotycką wieżą
Kościół poewangelicki, wybudowany w 1755 roku, przebudowany w 1863 r. Obecnie trwała ruina.


Wojanów (dawniej Schildau)
Pałac renesansowy von Zedlitzów, wybudowany w latach 1603-06 ubrany w kostium barokowy w XVII wieku. Przebudowany w duchu neogotyckim w latach 1832-33 prawdopodobnie przez znanego architekta Friedricha Shinkla. Pałac otoczony jest parkiem krajobrazowym i oficynami. Obecnie hotel z pomieszczeniami konferencyjnymi i restauracją.



Karpniki (dawniej Fischbach)
Pałac otoczony fosą i parkiem krajobrazowym - pierwotnie renesansowy dwór, wybudowany ok. 1580 roku. Posiada dwie kondygnacje , dziedziniec wewnętrzny i wieżę. Przekształcony w duchu neogotyckim w latach 1838-46 dla księcia Wilhelma Pruskiego. Projekt przypisywany jest Friedrichowi Shinklowi i Friedrichowi Augustowi Stilerowi. Obecnie hotel i restauracja.



Bukowiec
Pałac barokowo-klasycystyczny wybudowany po 1787 roku prawdopodobnie według projektu Karla Gottfrieda Geisslera dla Friedricha Wilhelma von Reden z wykorzystaniem pierwotnego renesansowego dworu. Pałac otoczony jest parkiem krajobrazowym.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Warszawskiego Klubu Górskiego im. prof. Walerego Goetla Strona Główna -> Relacje z imprez, wycieczek, spotkań Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin